pankamil


Co robimy w ukryciu — recenzja

12 marca 2017 | Kamil Kozłowski | 2 minuty | #film

Cztery wampiry próbują mieszkać wspólnie pod jednym dachem, zaś grupa dokumentalistów obserwuje ich codzienne problemy. Jak zwabić niewinną ofiarę do kryjówki? Jak wypić ludzką krew, by nie zalać nią całego pokoju? I kto zmywa naczynia w tym tygodniu?

“What We Do in the Shadows” jest czarną komedią stylizowaną na film dokumentalny, która w kreatywny sposób parodiuje popularne motywy z wszelakich horrorów z potworami.

Każda postać reprezentuje zupełnie inny typ krwiopijcy, znany z najsłynniejszych dzieł literackich i filmowych – od Nosferatu po Zmierzch. Bohaterowie różnią się między sobą praktycznie wszystkim, zaś scenariusz stawia ich w progresywnie coraz bardziej absurdalnych sytuacjach — czy to związanych z typowo wampirowymi zjawiskami — czy dość zwyczajnych, ale urastających do rangi szczerego absurdu dlatego, że przytrafiają się akurat tym bohaterom. Każda głupia kłótnia, czy kolejne zderzenia ze światem, to komiczne złoto, potęgowane przez ogólną niezręczność wynikającą z obecności kamery.

Wampiry wiedzą, że są nagrywane, i z wypiekami na twarzy1 opowiadają o swoich metodach mordu, oraz o absurdalnych historiach, które doprowadziły ich do zamieszkania w zapyziałej willi na nowozelandzkich przedmieściach. Dostajemy też okazje, by zobaczyć w praktyce, jak spędzają wolny czas, oraz jak wyzywają się z wilkołakami od części rowerowych. Jestem pewien, że gdyby wąpierze istniały naprawdę, to robiłyby dokładnie to samo.

Film jest w gruncie rzeczy zbiorem lekko połączonych skeczy. Gdzieś pod koniec wątki zaczynają się łączyć, ale poza tym fabuła prawie nie istnieje, nieśmiało postępując sobie gdzieś na trzecim planie. Z jednej strony buduje to wrażenie oglądania prawdziwego filmu dokumentalnego, i zrywa jakiekolwiek ograniczenia ze scenarzystów; z drugiej jednak, pozornie nic do niczego nie dąży (choć “pozornie” jest tu słowem kluczowym). Może to chwilami męczyć, ale sprawia to, że pojedyncze sceny, jak i cała historia, są totalnie nieprzewidywalne i nigdy nie wiadomo, kiedy wszystko zostanie wywrócone do góry nogami. Humor jest brutalny i wulgarny, ale nie wymuszony; ma on dosyć… “internetowy” styl, z mnóstwem cudnych sucharów, oraz odniesień do historii i popkultury. Poza tym prawdopodobnie jakaś połowa dialogów to czysta improwizacja.

Dokumentalna stylizacja, z trzęsącą się kamerą i bardzo “roboczymi” kadrami, pozwoliła skutecznie ukryć mikroskopijny budżet tego filmu. Scenografie są przekonujące, tak samo jak charakteryzacja – kiedy przebywamy w środowisku wampirów, wszystko naprawdę wygląda jak wyjęte z gotyckiego horroru, pięknie kontrastując z resztą treści filmu. Natomiast każdy efekt specjalny jest tak przekomicznie zły, że musiał być celowo spaprany – czy to wampiry lewitujące wcale, ale to wcale nie na jakichś sznurkach, czy wilkołaki wyciągnięte chyba z konwentu furry.

Nie ma minuty, w której twórcy nie upchnęliby żartu ze swoich postaci, z przedstawionego świata, albo z formy którą wybrali przy realizacji filmu. Mimo to, sami bohaterowie otrzymują na tyle dużo uwagi, że stanowią nieco więcej niż kukiełki do kolejnego dowcipu. Tak więc śmiałem się ze śmiercionośnych upiorów, i jednocześnie życzyłem im, żeby wszystko skończyło się dla nich dobrze.

“Co robimy w ukryciu” jest znakomitą, inteligentną komedią, świetnie wykorzystującą swoją tematykę, i budującą coś unikalnego. Do tego jest wspaniałą propozycją do obejrzenia w większym gronie, przy pizzy i chipsach (sprawdzone w praktyce). Polecam!


  1. Jest to figura retoryczna bo, jak wiadomo, wampiry nie mają rumieńców, bo nie żyją. Dziwne, ale prawdziwe. 

Kamil Kozłowski

Kamil Kozłowski

Uwielbia poznawać mało znane fakty z historii kina i łączyć je w większe historie. Dlatego prowadzi bloga, którego właśnie czytasz.

Jest inżynierem informatyki i obecnie pracuje na tytuł magistra na Politechnice Łódzkiej. Zawodowo programuje gry komputerowe, jednak kino pozostaje jego ukochaną dziedziną sztuki.


Dołącz do dyskusji:

Zobacz popularne wpisy: