pankamil


I Don't Feel at Home in This World Anymore — recenzja

28 lutego 2017 | Kamil Kozłowski | 2 minuty | #film, #netflix

Mamy tu film kryminalny, w którym zawiązaniem fabuły jest kradzież zestawu sztućców. Od tego momentu historia rozwija się w najdziwniejszych kierunkach, będąc mrocznym thrillerem, komedią, a do tego jeszcze komentarzem społecznym. I podczas seansu trudno przewidzieć, którym z nich będzie za minutę.

Główną bohaterką jest Ruth, która w ciszy znosi jak wredni są ludzie wokół niej i, dla przykładu, nie szanują pracy biednych pań z supermarketu, albo rzucają sobie w twarz shurikenami (choć to trochę później). Kiedy ktoś włamuje się do jej domu i zabiera srebra odziedziczone po babci, następuje przełom – Ruth postanawia sama odzyskać swoje rzeczy, oraz zrobić porządek ze światem – najchętniej grzecznie pytając ludzi czemu tak postępują. Pomaga jej w tym Elijah Wood, grający bardzo miłego sąsiada z obsesją na punkcie sposobów ranienia ludzi bronią białą, jak i miotaną.

Bohaterowie uczestniczą w masie zdarzeń, które nie powinny mieć miejsca, i przy okazji poznają mikroskopijny światek przestępczy małego miasteczka, co i rusz eksplodujący przemocą.

Bardzo mała skala pozwala mocno skoncentrować się na głównych bohaterach, którzy tak bardzo nie mogą się wpasować w otoczenie, że trudno im nie kibicować ze wszystkich sił. Przy czym chyba każda postać w tym filmie, z wyjątkiem Ruth, wydaje się być tak przerysowana, jakby ktoś ją wyrwał z kart komiksu. Tym ciekawiej ogląda się ich reakcje na to, co im się ciągle przytrafia; a to ważne, bo intryga, która za wszystkim stoi jest strasznie prosta, i to sposoby na które ciągle się psuje stanowią większość fabuły.

Do tego film bardzo chce mieć coś do powiedzenia. Coś w stylu “To, kim jesteś, twoje życie i twoje czyny, nie mają żadnego znaczenia i zostaną zapomniane; no i co zrobisz?”. Mimo to, daleko tej historii do bycia przygnębiającą. Beztrosko fruwa ze swoim tonem w przeróżne miejsca, i bez względu na to, na którym biegunie akurat jest, czasami trudno nie wybuchnąć śmiechem patrząc na to, co się wyprawia na ekranie.

Ta produkcja ujęła mnie w pierwszych minutach, i nie puściła aż do końca. W napięciu obserwowałem poczynania bohaterów i siedziałem na krawędzi krzesła podczas finału. To powinien być totalny bałagan, ale jakimś sposobem jest spójnym, satysfakcjonującym dziełem, które sprawiło mi bardzo dużo radości z oglądania.

Polecam!


PS: Film miał premierę parę dni temu i jest dostępny wyłącznie na Netfliksie. Mam nadzieję, że ten koncern dalej będzie inwestował w takie nietypowe produkcje rodem z festiwalu Sundance. Na razie wychodzi to bardzo dobrze, a streaming wydaje się wymarzonym sposobem ich dystrybucji.

Kamil Kozłowski

Kamil Kozłowski

Uwielbia poznawać mało znane fakty z historii kina i łączyć je w większe historie. Dlatego prowadzi bloga, którego właśnie czytasz.

Jest inżynierem informatyki i obecnie pracuje na tytuł magistra na Politechnice Łódzkiej. Zawodowo programuje gry komputerowe, jednak kino pozostaje jego ukochaną dziedziną sztuki.


Dołącz do dyskusji:

Zobacz popularne wpisy: