pankamil


Milczenie — recenzja

18 lutego 2017 | Kamil Kozłowski | 2 minuty | #film, #scorsese

XVII wiek. W Japonii trwa metodyczna anihilacja chrześcijan. Ofiary dostają jedynie wybór, co chcą unicestwić – swoje ciało, czy swoją wiarę. Do tego piekła na Ziemi przybywają młodzi jezuici – Andrew Garfield i Adam Driver – by ratować swojego upadłego mentora.

Martin Scorsese wziął budżet i obsadę z których można ukuć dużego blockbustera, po czym stworzył prawie trzygodzinny film o idei wiary, oraz próbach jej przetrwania w ekstremalnych warunkach.

W ukazanej Japonii, katolicy są traktowani jak zwierzyna łowna. A obserwujemy ten kraj wyłącznie z perspektywy katolików. Wszystkie realia, obyczaje, i inne elementy świata są przedstawione bardzo szczegółowo, niemal dokumentalnie. Tyczy się to także bardzo kreatywnych metod tortur (Europejczycy z tamtego okresu naprawdę mogliby się sporo nauczyć o tym, jak zadawać ból, by się nawet nie pobrudzić i nie przyprawić biednych gapiów o wymioty) stosowanych, by wyperswadować ludziom pojęcie jednego Boga.

Po rzuceniu bohaterów i widzów w wir (pozornie bardzo spokojny wir) historii, film stawia konkretne pytania. Czy misja chrystianizowania odległych zakątków świata nie była jedną wielką katastrofą? Jak można wytłumaczyć, że Bóg pozwala na takie cierpienia swoich wiernych? I, co najbardziej szalone – czy największym poświęceniem się dla Boga, może być… wyrzeczenie sie go? Film nie daje odpowiedzi na te pytania, ale jeśli teraz myślicie że są one oczywiste, to namiesza wam w głowach tak mocno, ze nie będziecie mieli pojęcia co robić. Tak samo jak bohaterowie filmu, z przerażeniem czujący jak kruszą się fundamenty ich tożsamości.

“Milczenie” jest powolnym filmem, z niezwykle wizualnym opowiadaniem historii; czasami uciekający się do całkowitej, potężnej, ciszy. Zdjęcia i scenografie są mistrzowskie, i pomimo skupienia na pewnych aspektach swojej historii, każdy kadr filmu emanuje ogromem i zwyczajnym pięknem – krajobrazów, architektury, czy nawet mgły z której onirycznie wyłaniają się sylwetki chcące zabić wszystkich ludzi, których poznaliśmy.

Fabuła jest skonstruowana tak, że może się w niej wydarzyć zupełnie wszystko. Pomimo niskiego tempa, od pewnego momentu śledziłem akcję z zapartym tchem, a punkt kulminacyjny pozostawił mnie w zgliszczach. Niestety nie mam pojęcia, jak film będzie oddziaływał na tych, którzy nie podzielają religii głównych bohaterów. Z drugiej strony, fakt, że Scorsese zrealizował tak bezkompromisową i specyficzną historię, jest ogromną wartością samą w sobie; i w pełni tłumaczy, czemu próby pozyskania funduszy trwały ponad dwadzieścia lat.

Jeśli szukacie przykładu “uduchowionego” filmu, to trudno wam będzie znaleść coś bardziej pasującego. Wychodziłem z kina w milczeniu, nie mając pojęcia jak opowiedzieć o tym, co właśnie zobaczyłem. Ale wiedziałem, i teraz jestem tego pewien, że to było dobre.


PS: A co do ciszy. Seans pozwolił mi zauważyć, jak bardzo przepełnione muzyką i dźwiękami są współczesne filmy, nie pozwalające sobie na choć trochę cichszych momentów. I nawet zauważyłem czemu. BO ŚCIANY W KINACH SĄ NIEWYGŁUSZONE i ze wszystkich stron dudnią basy. Natomiast cieszę się, że trafiłem na salę wypełnioną ludźmi, bo inaczej mógłbym nie zauważyć, jak zaskakująco dużo w tym filmie jest humoru. To znaczy jest go tyle co nic, i jest bardzo skryty, ale zapewnia pewien, jakże istotny, kontrapunkt dla reszty historii.

Kamil Kozłowski

Kamil Kozłowski

Uwielbia poznawać mało znane fakty z historii kina i łączyć je w większe historie. Dlatego prowadzi bloga, którego właśnie czytasz.

Jest inżynierem informatyki i obecnie pracuje na tytuł magistra na Politechnice Łódzkiej. Zawodowo programuje gry komputerowe, jednak kino pozostaje jego ukochaną dziedziną sztuki.


Dołącz do dyskusji:

Zobacz popularne wpisy: